- Cześć mała. Chodź, idziemy do domu.
- No dobra, tylko poczekaj aż się spakuje.
Na szkolnym, starym telewizorze leci Shrek.
- Kiedyś to się oglądało po milion razy - pomyślałam.
Idziemy w stronę szatni, pustym korytarzem, bo przecież za 20 minut zamykają szkołę. Stoję i czekam, aż się ubierze.
- Te szatnie są tak okropnie małe.. kilka metrów kwadratowych dla 3 klas? Jak oni się tam mieszczą, chyba jak sardynki w puszce, czyli nijak - pomyślałam.
Zdenerwowana szuka swoich bucików, "skórzanych" bucików, jak to ona nazwała. To były Emu.
- Czego szukasz?
- Buty, gdzie są moje buty? Takie skórzane były. Te takie wysokie, w kwiatuszki i motylki.
- A gdzie je wcześniej położyłaś? Może je schowałaś?
- Nie! Dałam pod ławkę, a teraz ich nie ma.
Zdecydowałam ubrać jej szkolne trampki, bo przecież boso nie będzie wracała do domu. Ktoś je jej zabrał? A może się pomylił? Szatniarka nawet nie raczyła co jakiś czas patrolować szatni, które były cały czas otwarte. Po dziwnych rozmowach i dziesięciu minutach, praktycznie przy samej bramie do domu, mała zapytała:
- Hej, a co jest dziś na obiad?
- A skąd to mogę wiedzieć? Przecież jeszcze w domu nie byłam.
- A, to ja zobaczę!
Ledwo co dziecko się rozbiegło - gleba.
- Aaaa, boli! (płacz)..
- Spokojnie dziecko, nic ci się nie stało, nawet obdarcia nie masz.
- Zanieś mnie do łóżka od razu! (płacz)..
- No na bank, przecież pierwsze musisz się rozebrać.
Wchodząc do domu usłyszałam milion narzekań ze strony pewnego osobnika w rodzinie. Kwestia przyzwyczajenia. Mała rozebrała się, poszła umyć ręce i po pięciu minutach płacz zniknął. Wystarczyło nakarmić dziecko i włączyć jej telewizje, dziecku niewiele do szczęścia potrzeba..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz